Ach witaj artystyczny poniedziałku. A mówię artystyczny, ponieważ na blok 9 godzin lekcyjnych złożyły się malarstwo oraz rzeźba. I o ile pierwsze zajęcia nie są dla nas czymś nowym, bo już je mieliśmy w poprzednim semestrze, tak po rzeźbie nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Moje Kochanie zażyczyło sobie armię championów z LoL'a, bo skoro przedmiot rzeźba, to będziemy coś rzeźbić, robić figurki i kropka. Niestety po dzisiejszych zajęciach musiałam go rozczarować, figurek nie będzie.
Zajęcia zaczęły się dosyć osobliwie. Starszy dziadziuś, pod wąsem, w garniturze. Salka w podziemiach, bez posadzki, ściany nieotynkowane, powalane gipsem, pod ścianami stoją potężne paczki z nieokreślonymi foliami wybaźgranymi czymś jeszcze bardziej nieokreślonym. Nie mam pojęcia jakim cudem przeszliśmy od wymagań co do zaliczenia przedmiotu do rozważaniem na temat cech kartki. Tak, zwykłej, białej kartki A4. Rzucono nas na żer kolejnemu artiście profesorowi, który się plątał w tym co mówił. Mówił w sposób bardzo osobliwy i chaotyczny. Aby lepiej zrozumieć tego człowieka dodam, że pierwszym ćwiczeniem było wyciągnięcie dowolnych przedmiotów z plecaka i ułożenie ich w grupy typu: z napisami i bez, w barwach ciepłych i zimnych, gładkich i chropowatych. O tak, mieliśmy na to bagatela pół godziny. Kolejnym zadaniem było wzięcie kartki A4 i uprzestrzennienie jej. Czyli mięcie, targanie, składanie, na wodzie, na ślinie, cokolwiek nam przyjdzie do głowy. Nie, nie dostaliśmy złotego środka na to, każdy powolutku się wyżywał na kartkach. W tym czasie psor czmychnął na obiad, a kiedy wrócił po 1,5 godzinie (!) stwierdził, że możemy iść do domu. To było 1,5 godziny, kiedy znudzeni siedzieliśmy w tej salce. Nawet w tym czasie udało nam się zjeść obiad i wrócić, i znowu przesiedzieć masę czasu na nicnierobieniu. No cóż, zapowiada się wesoły semestr :D
A tak w ogóle to usilnie poszukuję czapki na zimę. Mnie podoba się berecik, wełniany, z pomponem, Mojemu czapka z oczami i buzią pandy, dodatkowo pompony na bokach. I weź tu się człowieku na coś zdecyduj!
Października w obiektywie ciąg dalszy.
Artystyczne tworzycie rzeźby :D
OdpowiedzUsuńSama mam czasami zaloty artystyczne i wiem, że niektórzy nie są w stanie zrozumieć mnie kiedy coś wymyślam.
Szczerze powiedziawszy to w sumie obstawiałabym te figurki jeśli usłyszałabym o rzeźbie... a tu takie zaskoczenie :D
OdpowiedzUsuńO! Jaki ładny dziobak! I te kartki uprzestrzennione też bardzo przyjemne :D
OdpowiedzUsuńSiedzenie przy nim, to była czysta przyjemność :)
OdpowiedzUsuńuprzestrzennienie kartki, skąd ja to znam! nie cierpiałam tych zajęć :D artistę są niezrozumiali, a moja babka-profesor sama nie wiedziała, o co jej chodzi i nie dało się sprostać jej wymaganiom, wszytsko było 'nie takie' :D skończyło się na stercie pogniecionych papierów...
OdpowiedzUsuńach, ten artystyczny świat :D
Hmmm :D artyści są skomplikowani :D a co do zimowej czapki, to ja mam z croopa taka fajna bezowa :D
OdpowiedzUsuńOj, pamiętam takie nicnierobienie z czasów studiów. Bardzo nie lubiłam takiego marnowania czasu, bo można by te 1,5 godziny wykorzystać w zupełnie inny sposób. :)
OdpowiedzUsuńDzięki, kciuki na pewno się przydadzą, bo jury może sobie zupełnie inaczej wyobrażać londyński styl. :) Kurcze, zaskakujesz mnie! Gdzie te dłuuugie komentarze raz na dwa miesiące? Żartuję, zapraszam częściej! :*
Nawet pogięta kartka papieru może być wielką sztuką, a artysty takiego prawdziwego nikt zapewne nigdy nie zrozumie, tak samo jak jego dzieł. I to jest w sztuce chyba najistotniejsze.
OdpowiedzUsuńNo cóż... słyszałam wiele o takich profesórach ;)
OdpowiedzUsuńnie ma to jak wykorzystać wyobraznie, dłonie i dac się ponieść - jak widzisz rzezba może powstać nawet ze zwyklej kartki papieru :-)
OdpowiedzUsuńSama kiedyś robiłam rzeźbę abstrakcyjną z papieru gdzieś w gimnazjum. Podobno miała jakiś głębszy sens, który był tak głęboki, że nawet ja jako autor go nie dostrzegłam.
OdpowiedzUsuń