Święta i po świętach - kartkowe podsumowanie

niedziela, 4 stycznia 2015

Przyznajcie się sami przed sobą, kiedy ostatnim razem wysłaliście jakąkolwiek kartkę, list, pocztówkę? Nie zwracam się oczywiście do zacnego grona maniaków wysyłania listów, ale do całej reszty zwyczajnych obywatelek i obywateli. Nie mam zamiaru was piętnować z tego powodu, skoro nawet ja zauważam, że moje babcie odeszły od zwyczaju masowego zasypywania rodziny kartkami. To taki znak naszych czasów, że łatwiej jest przesłać życzenia świąteczne SMSem lub jeszcze prościej - złożyć życzenia na FyBy kierując je do wszystkich.
W tym momencie moja buntownicza natura każe mi wskoczyć do tej rzeki i iść pod prąd na przekór wszystkiemu. Ale nie jest to negatywne zjawisko, o czym przekonały mnie zadowolone miny cioć i wujków, którzy dostali ode mnie w tym roku taką "kopertę".

Poprzedni wpis był wstępem do tygodniowej produkcji kartek świątecznych. W niedzielę, dwa tygodnie temu, wrzuciłam plansze z kształtami i wzorami, aby każdy chętny mógł z nich zrobić użytek. W poniedziałek wybrałam się do drukarni i za około 16 zł odebrałam wszystko w papierowej wersji. Jeszcze tego samego dnia zrobiłam pierwsze dwie kartki. Tempo - 1 kartka na godzinę.
Manufaktura kartek
Jeśli dziwicie się, czemu tak długi odcinek czasu zajmowało mi zrobienie jednej kartki, to nie kończcie czytania po kropce na końcu tego zdania. Pierwszy krok - odrysowanie kształtu kartki na specjalnym papierze ozdobnym. Następnie wycięcie jej. Dalej musiałam wymyślić, jak ta kartka będzie wyglądała, z jakich elementów będzie się składała. A skoro napełniła mnie ta wiedza, należało te elementy wyciąć (pozdrawiam Anetę, która w dzień przed Sylwestrem wspomogła mnie w wycinaniu gwiazdek najróżniejszych rozmiarów). Na ułożeniu tych elementów się nie kończyło, bo niejednokrotnie okazywało się, że szkic wygląda znośnie, natomiast po złożeniu tego z kolorowych części całość prezentowała się co najmniej mizernie. Kolejny krok - przeprojektowanie kartki, czyli wycięcie innych elementów i sprawdzenie czy poprawiły całość. Jeśli tak, następował proces klejenia. Muszę jeszcze wspomnieć, że w niektórych kartkach wykorzystałam efekt 3D (nazwa wymyślona przez mojego tatę), a to wiązało się z doklejaniem specjalnej gąbki, pozostawiania do wyschnięcia i dopiero naklejania elementów na kartkę. Dodatkowo każda kartka lądowała pod książką, którą można by zabić (Gra o tron i Starcie królów w twardych oprawach najlepszymi prasami świata!). Naklejanie kartek z życzeniami to już w ogóle osobna historia, która miała wymiar masowy dopiero w Wigilię.

Wysyłać czy nie wysyłać
Oczywiście, kiedy kartka jest wykonana, wyprasowana i z naklejonymi życzeniami, od razu wędruje do odbiorcy. I tutaj usłyszałam od mamy:
"nie szkoda Ci pieniążków na znaczki?". Mój mózg chwilę kalkulował i doszłam do wniosku, że uwielbiam moją rodzinę i jej tradycje! Otóż w dzień Wigilijny widziałam się z dziadkami i moją chrzestną, w drugi dzień świąt przyjeżdżają ciotki, wujki i wszelka familia, a z moimi przyjaciółkami byłam umówiona na kawę i ploteczki w tygodniu. Na 18 sztuk jedynie 4 zostaną wysłane w świat (tak, mam zaległości ale liczy się gest prawda?). Całą resztę rzeczywiście wręczyłam osobiście. Mistrz oszczędzania!

Rzeczy niezbędne przy produkcji kartek
A teraz kilka wskazówek, w co się zaopatrzyć na przyszły rok, aby i wasza rodzina oraz znajomi dostali taki mały podarek (ale jak cieszy!).
Kartony ozdobne (decorative card paper), czyli grubsze arkusze papieru z ładną teksturą. Mój to "Icealand Diamentowa Biel" o gramaturze 220 g/m2. Natomiast jak patrzę na rozpiskę dostępnych opcji stwierdzam - dużo ich!
Zwykły papier ksero, na którym można ładnie wydrukować życzenia i nakleić je na kartkę.
Plansze z kształtami, wzorkami, elementami (oczywiście najłatwiej cofnąć się o jedną notkę do tyłu, ale dla ludzi lubiących wyzwania polecam również poszperać w Internecie).
Klej Magic, introligatorski, za ok. 3 zł. Po wyciśnięciu z tubki jest biały, po wyschnięciu robi się przeźroczysty i szalenie mocno trzyma. Biurowe kleje możecie sobie odpuścić.
Aby nie bawić się w klejenie palcami, najlepiej jakiś pędzelek do smarowania ew. pędzelek ze starego błyszczyku (potrzeba matką wynalazku).
Pojemniczek na klej. Ja miałam zamykany dzięki temu nawet po kilku godzinach klej mógł być jeszcze używany (różowe opakowanie na pilniczki, również z odzysku).
Nożyczki, nożyk.
Ołówek i gumka do mazania.
Linijka.
Gładzik (polerka do paznokci), aby równomiernie nakleić większe powierzchnie papieru.
Zbędne gazety, na których można smarować elementy klejem i nie bać się o zabrudzenie biurka, stołu.
Siatka na wszelkie resztki papieru, które walały się wszędzie i to w zastraszających ilościach.
Dobra muzyka i odrobinę więcej czasu.
Kawa / herbata na wzmocnienie.
Kilka grubszych książek do prasowania kartek, żeby się nie wyginały.
Ewentualnie jakieś gąbkowe arkusze do uprzestrzenniania elementów (znalezione w piwnicy - nie pytajcie).

Trochę liczb
To może jakieś statystyki? Ogólnie kartek zrobiłam 18 sztuk. Zużyłam 3/4 kleju. Świątecznych arkuszy nie zużyłam do końca i nawet zaryzykuję stwierdzenie, że wykorzystałam ledwo połowę. Jednak na przyszłość już wiem, że muszę dorzucić osobny arkusz z samymi napisami "Merry Christmas", bo tego mi brakło. Kartki tworzyłam przez około 6 - 7 dni, po 3 - 4 dziennie. A czasem tylko jedną za cały dzień. Koszty całego tego przedsięwzięcia to około 30 zł. Uśmiechy wszystkich obdarowanych - bezcenne.

Blog Challenge - Day 3: What makes you happy?
Gdy widzę, że moje projekty podobają się innym, są używane i się przydają. A poza tym trening, i każdy zgubiony centymetr w brzuchu. I czytanie książek, i rysowanie. I może jeszcze spanie. I picie kawy. Ale takiej z mlekiem i cynamonem. I słoneczne dni. I każdy jeden komentarz na blogu :D (nie żebym Wam cokolwiek sugerowała).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz