Projektowanie identyfikacji wizualnej

czwartek, 23 lipca 2015

Pamiętacie program rozrywkowy (produkcji amerykańskiej), w której z kobiety zaniedbanej stado ekspertów, dietetyków, trenerów i projektantów robiło bóstwo? I to w całkiem przyzwoitym czasie?
To teraz wyobraźcie sobie, że miejsce kobiety zastępuje wizerunek firmy razem z logotypem, wyglądem wnętrza, materiałami reklamowymi i całym dobrodziejstwem inwentarza. W miejscu ekspertów jest jedna studentka głównodowodząca, kilkanaście innych studentów doradczych i jedna pani doktor korygująca działania całej tej ekipy. Tak wyglądały dwa semestry zajęć z Komunikacji Wizualnej i w końcu mogę pochwalić się całkiem przyzwoitymi efektami.

Ale od początku
Każdy z moich kolegów i koleżanek z roku dostał rodzaj branży np. warzywniak, sklep z trumnami, salon fryzjerski, park narodowy. Następnie z pomocą Internetu miał za zadanie wyszukać "ofiarę" całej metamorfozy. Jakimi kryteriami się kierowaliśmy? Wszechobecnym brakiem profesjonalizmu, logotypami i stronami Internetowymi robionymi w Paincie. Po stwierdzeniu dużej ilości gradientu, brokatu i kolorów pasujących do siebie niczym pięść do oka, łączyliśmy nasze żywoty na równy rok z tą jedną firmą. I uroczyście ślubowaliśmy stworzenie identyfikacji wizualnej, która nie będzie raziła po oczach i dobrze odda charakter danej firmy.

Inwigilacja
Nie wystarczy jednak tylko wybrać sobie firmę i od razu przystąpić do projektowania. Bo co z tego, że wyrysujemy ślicznego delfina z równie morską nazwą dla jakiegoś sklepu spożywczego, który jak się potem okaże zlokalizowany jest w Zakopanem? Delfin na Krupówkach, genialne! Kolejnym razem Internet okazał się błogosławieństwem i pomógł w uzyskaniu mnóstwa informacji o historii firmy, lokalizacji, właścicielach, ofercie, klientach. Jednak należy również pamiętać, że dana firma nie jest jedyna w branży, dlatego zorientowanie się w konkurencji jest równie ważne.

Wyimaginowana firma
Co dalej? Zostajemy dyrektorem firmy i musimy określić jakich pracowników potrzebujemy. Następnie zastanowić się, czego będą używali na co dzień. Pani w kadrach będzie potrzebowała firmowych druków, teczek, długopisu, pracownik obsługujący klientów - druczków do wypisywania kolejnych wizyt, ulotek, wizytówek, identyfikatora, a nad głową napisu z nazwą firmy, aby klient nie miał wątpliwości, gdzie jest.
Po wszystkich tych zabiegach naszym zadaniem było ustalenie założeń dla danej identyfikacji, czy na przykład ma być elegancka, poważna, nowoczesna, skierowana na klientów z zagranicy czy raczej mieszkańców tylko tej jednej miejscowości. Jeśli komuś się zdaje, że nie ma to zbyt wielkiego znaczenia, niech sobie wyobrazi mały osiedlowy sklepik z butami oraz drogi salon firmowy np. Wojas. W obu przybytkach można zaopatrzyć się w nowe obuwie, ale czy ich "wygląd" jest taki sam?

Gra w skojarzenia
Co ma wspólnego salon SPA oraz plaster miodu? Na pierwszy rzut oka - nic. Jednak po rozpisaniu mapy myśli wychodzi na to, że ten plaster to pikuś. Co powiecie na łańcuch, skałę, kadzidełka, drewno i wiele innych?
Mapa myśli to potężne narzędzie, od którego wychodzę w wielu projektach. Zapisuję jedno słowo i rozpisuję wszelkie skojarzenia z nim. Do tych słów - skojarzeń dopisuję kolejne. W taki sposób tworzą się rozgałęzienia. Skąd się wziął plaster miodu?
Salon SPA > Masaż > Relaks > Natura > Łąka > Kwiaty > Pszczoły > Miód > Plaster miodu
Jeśli na widok czyjegoś projektu zaczynacie się głowić, jak on na to wpadł, to odpowiedź macie powyżej.

Zainspiruj się
Nie samym znakiem identyfikacja żyje. Duże znaczenie ma również jak ten znak jest rysowany, jakie kolory są na nim położone, to również ciekawie zaprojektowany layout dla wszelkich produktów, na których będzie pojawiał się znak. Dlatego warto troszkę przekopać Internet i stworzyć sobie tzw. moodboard. Można powiedzieć, że jest wizualizacją mapy myśli. Umieszczamy tam zdjęcia, obrazki, kolory, fonty, które następnie wykorzystujemy już w projektowaniu.

Na początku był... ołówek
Sam pomysł na znak to nie wszystko. Trzeba go jeszcze w jakiś pomysłowy sposób wyrysować. I jeśli ktoś myśli, że jest to kwestia kilku bądź kilkunastu minut w programie graficznym, to grubo się myli. Projektowanie znaku zaczynamy z ołówkiem w ręku i z kilkunastoma czystymi kartkami pod ręką. I rysujemy, rysujemy, rysujemy. Różne pomysły, zmieniające się szczegółami, umieszczeniem, grubością, sposobem rysowania. Przykładowo moja meduza na początku była konikiem morskim i liściem w paski. A jej wersje zajęły mi kilkanaście stron zeszytowych. Używałam też nie tylko ołówka, ale i cienkopisu, długopisu, markera. Wśród tych 100 wersji na pewno trafi się ta jedna, konkretna.

Logo w użyciu
Zdarza się, że znak, który ciekawie wygląda w szkicowniku, niekoniecznie dobrze wygląda w praktyce. Dlatego też kolejnym etapem było zrobienie wersji wektorowej. Najlepszą metodą było zrobienie skanu lub zdjęcia i wierne odwzorowanie logotypu. Tak przygotowany element śmiało wykorzystywaliśmy na wizytówkach, papeterii firmowej, szyldach przy okazji już wstępnie projektując layout całości. Na tym etapie często wychodziły ułomności znaku, czy to nie ta grubość elementów, nie to ułożenie, nachylenie. Ale też była okazja na dopasowanie typografii do znaku i sprawdzenie, jak będzie wyglądała w praktyce. Bardzo dużo tego sprawdzania.

Parametryzacja
Musimy się nastawić na to, że nasz twór niczym w "głuchym telefonie" (zabawa z przedszkola) będzie przechodził przez tak różne stanowiska, że niekoniecznie wyjdzie taki, jaki oddaliśmy do użytkowania. Bo ktoś "pomysłowy" coś rozciągnie, a może zmieni kolor, rozsunie. Dlatego niezwykle ważna jest księga znaku, która jest swoistą instrukcją obsługi do zaprojektowanego przez nas znaku.
Czas najwyższy przeprojektować znak z pomocą siatki. Ujednolicamy grubości, wykazujemy wszelkie odległości, wysokości i szerokości. Nic nie może być przypadkowe. Dodatkowo projektujemy różne wersje logotypu, czy to z napisem po prawej stronie, pod spodem. W wersji kolorystycznej, czarno-białej, w negatywie. I moja ulubiona część, czyli pokazywanie czego z tym znakiem robić nie wolno np. rozciągać go, przestawiać nazwę, zmieniać kolory i co nam jeszcze dziwnego przyjdzie do głowy.

Prezentacja
Ostatnim elementem, wieńczącym cały rok pracy, była odpowiednia prezentacja zarówno znaku jak i layoutu dla wizytówek, papeterii i różnych innych rzeczy. Ktoś miał auto, kto inny opakowania na produkty, jeszcze ktoś inny katalog, broszurki. W tym momencie idealnie sprawdzają się mock-up'y. Cóż to takiego, zapytacie. Otóż jest to gotowy model odpowiedniego przedmiotu, na który jest narzucany nasz projekt np. wizytówki, opakowania, papeteria, szablony, billboardy itd. Na pewno zredaguję wpis poświęcony tylko i wyłącznie mock-up'om.

I tak przeleciał mi kolejny rok studiów. Oczywiście niech ktoś nie myśli, że był to jedyny przedmiot! To tylko jeden z wielu, ale owszem, najbardziej rozbudowany. Mogę się też pochwalić, że mam za niego wyróżnienie w indeksie ;)
Kończy się lipiec i nie ukrywam, że ładnie sobie poleniuchowałam przez ten czas. A przynajmniej nie byłam tak produktywna, jak sobie obiecałam. Zakochałam się w grach planszowych online, półtorej tygodnia w domu spędziłam na graniu w Wiedźmina 3, byłam na Dniach Fantastyki we Wrocławiu, od miesiąca nieustannie bombarduję wszelkie agencje kreatywne, reklamowe i drukarnie swoim CV i portfolio. Zwyczajnie poszukuję jakiegoś miejsca, w którym będę mogła załapać się na staż. Dużo książek przeczytałam, trochę filmów pooglądałam. I myślę, że chyba dość tego leniuchowania, czas najwyższy coś porobić kreatywnego.

Bonus: Podrzucam wam link do brandingu kolegi z roku, który z kolei miał warzywniak. Zobaczcie jak kreatywnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz