Mimo że było to już jakiś czas temu (w tych wspaniałych czasach, kiedy można było wyjść na miasto w podkoszulku i sweterku i wcale się nie marzło, a ciemno robiło się po 19), to jednak w dalszym ciągu miło wspominam spacer po Katowicach, który wynikał z odwiedzenia sklepu plastycznego, a następnie okrążenia remontowanych Alei Korfantego w celu dostania się do BWA. Pomysł na zdjęcia nie był mój. Zwyczajnie postanowiłam fotografować, co tylko popadło w czasie spaceru, a to, że Paulina mi weszła w kadr to już trudno. I trudno, że weszła mi tak kilkakrotnie z jedną i tą samą miną. Swoista akcja wyśmiewające turystów jednej miny! Jesteśmy okropne :P
A poza tym podoba mi się określenie antyseksualna pogoda. Dzięki Masked, właśnie tego mi brakowało na opisanie tego szaroburego klimatu za oknem.
Połączenie ramki na zdjęcie i płyt CD
poniedziałek, 25 listopada 2013
Już jakiś czas temu rzuciłam pomysłem, aby z płyt CD zrobić na przykład ramkę na zdjęcie. Ramka od dawna leżała u mnie w szufladzie i czekała na lepsze dni. Aż w końcu po zjedzonym obiadku usiadłam przy biurku i zabrałam się do pracy.
Czego potrzebowałam?
- ramka na zdjęcie, czarna, tekturowa, 17,5 x 24 cm (ok. 3 zł w sklepie plastycznym);
- 4 płyty CD;
- klej Magic;
- stara wizytówka laminowana.
Pierwsze zajęłam się płytami CD. Byłam przekonana, że z łatwością je połamię w rękach. Ale się przejechałam i zmuszona byłam płyty ciąć ręcznie nożyczkami. Także odcinałam trójkąty, prostokąty, trapezy i inne wieloboki. Niestety zrobiłam sobie odcisk na kciuku, który na szczęście już schodzi!
Stopniowo zaczęłam oklejać ramkę kawałkami CD. Najpierw testowałam kawałek czy pasuje do reszty, następnie kawałkiem plastikowej wizytówki nakładałam na niego klej ładnie rozsmarowując i przyklejałam do tekturki. Dzięki użyciu wizytówki do rozsmarowywania kleju, powierzchnia była pokryta równomiernie i kiedy przyciskałam kawałek do tektury, to niewielka ilość kleju wypływała mi po bokach. Jak się później okazało, klej po wyschnięciu robi się przeźroczysty, co też było sporym ułatwieniem, bo jednak nie zawsze dokładnie go wycierałam po bokach.
Zdarzało się jednak, że docierała do pewnego miejsca, gdzie standardowe kawałki nie chciały pasować. Przydały się wtedy kartka i ołówek, i planowanie kawałka, który następnie idealnie pasował na ramce.
Do stworzenia ramki zużyłam około 4 płyty. Jeszcze wiele kawałków zostało i niestety wylądowały w koszu. Całe płyty schowałam, bo kto wie, może się jeszcze przydadzą.
Ramkę skończyłam po około 4 godzinach. To, że kawałki nie pasują w kilku miejscach idealnie do siebie, nadaje im pewien smaczek, jakby powiedział mój psor. Kilka kawałków jest też innego odcienia, co też jest jak najbardziej pozytywne.
Póki co jeszcze nie wiem, jakie zdjęcie będzie w tej ramce. Musi troszkę poczekać. Może nawet dostanie ją moja przyjaciółka na Gwiazdkę :D
Czego potrzebowałam?
- ramka na zdjęcie, czarna, tekturowa, 17,5 x 24 cm (ok. 3 zł w sklepie plastycznym);
- 4 płyty CD;
- klej Magic;
- stara wizytówka laminowana.
Pierwsze zajęłam się płytami CD. Byłam przekonana, że z łatwością je połamię w rękach. Ale się przejechałam i zmuszona byłam płyty ciąć ręcznie nożyczkami. Także odcinałam trójkąty, prostokąty, trapezy i inne wieloboki. Niestety zrobiłam sobie odcisk na kciuku, który na szczęście już schodzi!
Stopniowo zaczęłam oklejać ramkę kawałkami CD. Najpierw testowałam kawałek czy pasuje do reszty, następnie kawałkiem plastikowej wizytówki nakładałam na niego klej ładnie rozsmarowując i przyklejałam do tekturki. Dzięki użyciu wizytówki do rozsmarowywania kleju, powierzchnia była pokryta równomiernie i kiedy przyciskałam kawałek do tektury, to niewielka ilość kleju wypływała mi po bokach. Jak się później okazało, klej po wyschnięciu robi się przeźroczysty, co też było sporym ułatwieniem, bo jednak nie zawsze dokładnie go wycierałam po bokach.
Zdarzało się jednak, że docierała do pewnego miejsca, gdzie standardowe kawałki nie chciały pasować. Przydały się wtedy kartka i ołówek, i planowanie kawałka, który następnie idealnie pasował na ramce.
Do stworzenia ramki zużyłam około 4 płyty. Jeszcze wiele kawałków zostało i niestety wylądowały w koszu. Całe płyty schowałam, bo kto wie, może się jeszcze przydadzą.
Ramkę skończyłam po około 4 godzinach. To, że kawałki nie pasują w kilku miejscach idealnie do siebie, nadaje im pewien smaczek, jakby powiedział mój psor. Kilka kawałków jest też innego odcienia, co też jest jak najbardziej pozytywne.
Póki co jeszcze nie wiem, jakie zdjęcie będzie w tej ramce. Musi troszkę poczekać. Może nawet dostanie ją moja przyjaciółka na Gwiazdkę :D
Habana Cuba, Portrety podwójne i Konstelacje
czwartek, 14 listopada 2013
Nie ma to jak mała zachęta dla młodzieży i studentów w postaci darmowego wstępu do galerii. Tak zachęcona wybrałam się w środę do katowickiego BWA. Moim celem było zobaczenie trzech wystaw fotograficznych. A teraz pokrótce o każdej z nich.
Habana Cuba
Pascal Rouet
Po ogólnym ogarnięciu wzrokiem całej wystawy, pierwsze co się rzuca w oczy to to, że każda z postaci trzyma w ustach cygaro. Czarno białe portrety, robione w dużym zbliżeniu. Te z kolei patrzą na nas melancholijnym wzrokiem, troszkę zamyślonym. Klimat, który bije z tych portretów przywodzi na myśl ciepłe wyspy Pacyfiku, hawajskie klimaty i słońce na niebie.
W istocie portrety te powstały na Kubie i przedstawiają tamtejszych mieszkańców. A wszystko zaczęło się od miasteczka San-Luis, które leży niedaleko Hawany, od Alexandro Robeina, który zabrał Roueta w podróż na jednym rowerze, od magazynu L'Amateur de Cigare ze zdjęciem legendarnego producenta cygar wykonanym przez Luca Monneta. Po tym młody Rouet ponownie pożycza rower i wyrusza w dużo dłuższą podróż, podczas której ukazuje twarze Kubańczyków i to, co jest bardzo charakterystyczne dla Kuby - tytoń w postaci cygara.
Portrety podwójne
Pierre Radisic
Pozornie dwie różne twarze, ale gdy się tak dłużej wpatrzy, to można zauważyć kilka cech wspólnych, czy to kształt oczu, ust, nosa. Kolejna seria czarno-białych portretów. Co ciekawe, rzuciła mi się w oczy data, którą było opatrzone każde zdjęcie - zdjęcia były robione w latach 1981-82. A więc kawałek czasu temu.
"Już w młodości zastanawialiśmy się nad uderzającym podobieństwem fizycznym pomiędzy osobami funkcjonującymi w tkance społecznej, parami przechadzającymi się po ulicach czy siedzącymi przy jednym stoliku w restauracji. Właśnie te pytania dotyczące dualności zadaje również Pierre Radisic w formie obrazu. Z ogromną przyjemnością, która towarzyszyła nam również podczas odkrywania prac artysty, prezentujemy je dziś szerszej publiczności" [źródło]
Konstelacje
Pierre Radisic
Tym razem nie będą to portrety, ale fotografie różnych części ciała, na których zostały ukazane różnorodne konstelacje. Spodobały mi się te zestawienia zwykłych fotografii z ich negatywową wersją, na którą nałożone są schematy różnorodnych konstelacji. Dzięki temu kontrastowi można odnieść wrażenie, że gwiazdy ogląda się na niebie, a nie na ludzkim ciele. Do stworzenia tej serii użyto 89 konstelacji pokazanych na ciałach 89 modelek.
Sam autor - Pierre Radisic, z pochodzenia Belg, już wcześniej współpracował z katowickim BWA podczas wystawy tematycznej "Okolice układów", podczas której zaprezentowano niektóre z jego fotografii z serii "Ciała niebieskie".
Co ciekawe, gdy wyszukałam go w googlach dotarło do mnie, że "Konstelacje" są jednymi z jego "grzeczniejszych" zdjęć. Ach Ci artyści.
Polecam wybranie się na spacer do parku, ze szkicownikiem i ołówkiem. I rysowanie wszystkiego, co tylko się mija! Widziałam 3 wiewiórki :D
Pascal Rouet
Po ogólnym ogarnięciu wzrokiem całej wystawy, pierwsze co się rzuca w oczy to to, że każda z postaci trzyma w ustach cygaro. Czarno białe portrety, robione w dużym zbliżeniu. Te z kolei patrzą na nas melancholijnym wzrokiem, troszkę zamyślonym. Klimat, który bije z tych portretów przywodzi na myśl ciepłe wyspy Pacyfiku, hawajskie klimaty i słońce na niebie.
W istocie portrety te powstały na Kubie i przedstawiają tamtejszych mieszkańców. A wszystko zaczęło się od miasteczka San-Luis, które leży niedaleko Hawany, od Alexandro Robeina, który zabrał Roueta w podróż na jednym rowerze, od magazynu L'Amateur de Cigare ze zdjęciem legendarnego producenta cygar wykonanym przez Luca Monneta. Po tym młody Rouet ponownie pożycza rower i wyrusza w dużo dłuższą podróż, podczas której ukazuje twarze Kubańczyków i to, co jest bardzo charakterystyczne dla Kuby - tytoń w postaci cygara.
![]() |
| [źródło] |
Pierre Radisic
Pozornie dwie różne twarze, ale gdy się tak dłużej wpatrzy, to można zauważyć kilka cech wspólnych, czy to kształt oczu, ust, nosa. Kolejna seria czarno-białych portretów. Co ciekawe, rzuciła mi się w oczy data, którą było opatrzone każde zdjęcie - zdjęcia były robione w latach 1981-82. A więc kawałek czasu temu.
"Już w młodości zastanawialiśmy się nad uderzającym podobieństwem fizycznym pomiędzy osobami funkcjonującymi w tkance społecznej, parami przechadzającymi się po ulicach czy siedzącymi przy jednym stoliku w restauracji. Właśnie te pytania dotyczące dualności zadaje również Pierre Radisic w formie obrazu. Z ogromną przyjemnością, która towarzyszyła nam również podczas odkrywania prac artysty, prezentujemy je dziś szerszej publiczności" [źródło]
Konstelacje
Pierre Radisic
Tym razem nie będą to portrety, ale fotografie różnych części ciała, na których zostały ukazane różnorodne konstelacje. Spodobały mi się te zestawienia zwykłych fotografii z ich negatywową wersją, na którą nałożone są schematy różnorodnych konstelacji. Dzięki temu kontrastowi można odnieść wrażenie, że gwiazdy ogląda się na niebie, a nie na ludzkim ciele. Do stworzenia tej serii użyto 89 konstelacji pokazanych na ciałach 89 modelek.
Sam autor - Pierre Radisic, z pochodzenia Belg, już wcześniej współpracował z katowickim BWA podczas wystawy tematycznej "Okolice układów", podczas której zaprezentowano niektóre z jego fotografii z serii "Ciała niebieskie".
Co ciekawe, gdy wyszukałam go w googlach dotarło do mnie, że "Konstelacje" są jednymi z jego "grzeczniejszych" zdjęć. Ach Ci artyści.
Polecam wybranie się na spacer do parku, ze szkicownikiem i ołówkiem. I rysowanie wszystkiego, co tylko się mija! Widziałam 3 wiewiórki :D
Bo szczęściu trzeba pomagać
wtorek, 12 listopada 2013
Co prawda planowałam napisać dzisiaj o czymś całkiem odmiennym, ale stwierdziłam, że jak temat wypadu do muzeum zaczeka dzień bądź dwa to nic mu się nie stanie. A dziś skrobię coś, co możliwe zaciekawi większe grono - otaczające nas zewsząd konkursy.
Odkąd z powrotem wróciłam na mieszkanie zaczęłam baczniejszą uwagę zwracać na produkty, które umożliwiają branie udziału w konkursach np. czekolady, makarony, batony, serki. Gdy mówię o tym innym znajomym, Ci robią na mnie oczy, że w tak wielu akcjach tego typu biorę udział. Czyli oni nie do końca zdają sobie sprawę, ile tych konkursów jest, jak niewiele trzeba zrobić, aby wziąć w nich udział i co można wygrać.
Dlatego dziś dzielę się z wami tą wiedzą i apeluję, aby nie przyglądać się temu biernie, ale korzystać z danej szansy. I przede wszystkim nie narzekać później, że i tak nie ma się szczęścia w takich rzeczach. Bo dlaczego wyrażać tak pochopne opinie, skoro nawet się nie próbuje!
>>GRZEŚKI
Pierwszy konkurs jest związany z batonami Grześki i naklejkami na nimi. Na nich znajdują się kody, które rejestruje się na stronie wraz z imieniem i nazwiskiem i danymi kontaktowymi. Należy zachować jedynie opakowanie po batoniku. Nagrodą jest złoto, czyli pieniążki. Konkurs trwa do 29 listopada. Ja już zgłosiłam 3 kody.
>>DANIO
W kolejnym również należy rejestrować kody znajdujące się na wewnętrznej ściance kubeczka po serku Danio. W taki sposób można zdobyć cenne punkty. Również angażując się w zabawę z Małym Głodem można zdobyć dodatkowe punkty. Więcej na stronie. Konkurs trwa do 31 grudnia. Sama pochłaniam spore ilości Danio waniliowego, stąd uzbierało mi się dość sporo tych punktów. Do wygrania są lodówki, tablety, konsole Sony Playstation, bony oraz gadżety z Małym Głodem.
>>LUBELLA
Tym razem coś mniej słodkiego - makaron, tak uwielbiany przez nas - studentów. Na opakowaniach znajdziemy naklejki z kodami, które należy zgłaszać na stronie konkursowej. Ważne, aby zachować paragon oraz opakowanie z naklejką. Wygrać można puszki, roboty kuchenne i pieniążki. Konkurs trwa do 15 grudnia. Sama mam już na swoim koncie całe 3 kody.
>>KITKAT
Ponownie mamy słodkie batony - KitKat. Tym razem zgłaszamy numery paragonów z zakupionym batonikiem. Obowiązkowo zatrzymujemy opakowanie oraz paragon. Wygrać można tablety i przyznam się, że marzy mi się taki. A że jest ich tysiąc do wygrania, to po cichu trzymam za siebie kciuki. Konkurs trwa do 31 grudnia.
Kogo nie przekonałam, że warto ten dupa :P A spróbowanie niewiele kosztuje. A choćby dla takiej maskotki czy puszki!
Darmowe fonty od Gomediazine.com i instrukcja na wgrywanie fontów na komputer
środa, 6 listopada 2013
Ostatnio znalazłam coś, co na pewno przyda się każdemu - darmowe fonty (czcionki). I to nie byle jakie, tylko zaprojektowane przez naprawdę zdolnych grafików. Sama pobrałam sobie niemalże wszystkie i po cichu liczę, że kiedyś mi się przydadzą. Wstawiam link do nich na blogu, aby skorzystali też i inni.
A teraz mała pomoc, co z tym ściągniętym plikiem zrobić, aby móc wykorzystać dany font w poszczególnych programach.
1: FONT / CZCIONKA
Czcionki zapisywane są w formatach .ttf. Możemy je rozpoznać po ikonce kartki z literką T czy A albo O. Po ściągnięciu na komputer są najczęściej zapakowane w pliku .zip albo .rar. Konieczne jest ich wypakowanie. Następnie wśród wypakowanych plików odszukujemy ten w formacie .ttf.
2: FOLDER Z CZCIONKAMI
Kopiujemy go poprzez kliknięcie prawym przyciskiem myszki i wybrania opcji Kopiuj (plik musi być zaznaczony) bądź wykorzystujemy skrót klawiszowy Ctrl + C. Wchodzimy w Panel sterowania > Czcionki. Mamy tutaj zbiór wszelkich czcionek, które znajdują się w pamięci komputera. Tutaj wklejamy skopiowany wcześniej plik poprzez kliknięcie prawym przyciskiem myszki i wybrania opcji Wklej bądź użycia skrótu Ctrl + V.
3: W UŻYCIU
Teraz czcionkę będą obsługiwały najróżniejsze programy z opcją pisania, od Adobe Photoshop, InDesign i inne po Word’a, Publishera czy PowerPointa.
Zapraszam również na mojego CHOMIKA, na którym również znajdziecie troszkę ciekawych fontów do ściągnięcia. I nie zwracajcie uwagi na pseudokatalog, który w przyszłości muszę odświeżyć.
Wisiorek z ołówkiem
poniedziałek, 4 listopada 2013
Efektem częstego rysowania jednym i tym samym ołówkiem jest jego stopniowe kurczenie się. A wiadomo, że ołówek długości np. 2 cm już nie tak dobrze się trzyma, więc nie zostaje nam nic innego jak kupić nowy. Ale co zrobić z tą resztką? Niech żyje recykling! I kreatywne pomysły - naszyjnik z ołówkiem.
Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam to to, że ołówek może brudzić. Dlatego obowiązkowo pokryłam jego struganą końcówkę dwoma warstwami bezbarwnego lakieru do paznokci. A żeby ładnie wyschnął, umieszczałam go w spinaczu biurowym.
Kolejnym krokiem było wywiercenie małej dziurki w jego końcówce. Zostawiłam to Mojemu Lubemu. Jak to stwierdził, na tak niewielką robotę, to on nawet nie będzie wyciągał wiertarki. Ręcznie cienkim wiertłem "wywiercił" mi otworek.
Jednak pojawił się mały problem - na czym go powiesić. Złapałam swój kuferek na biżuterię i znalazłam jakiś stary wisiorek z Bravo! To było to (nie pytajcie, dlaczego ja dalej chomikuję takie śmieci :P)!
Przewlekłam sznurek przez mój ołówek i zawiązałam końcówkę na pętelkę, aby było o co zapiąć.
Jestem z siebie dumna!
Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam to to, że ołówek może brudzić. Dlatego obowiązkowo pokryłam jego struganą końcówkę dwoma warstwami bezbarwnego lakieru do paznokci. A żeby ładnie wyschnął, umieszczałam go w spinaczu biurowym.
Kolejnym krokiem było wywiercenie małej dziurki w jego końcówce. Zostawiłam to Mojemu Lubemu. Jak to stwierdził, na tak niewielką robotę, to on nawet nie będzie wyciągał wiertarki. Ręcznie cienkim wiertłem "wywiercił" mi otworek.
Jednak pojawił się mały problem - na czym go powiesić. Złapałam swój kuferek na biżuterię i znalazłam jakiś stary wisiorek z Bravo! To było to (nie pytajcie, dlaczego ja dalej chomikuję takie śmieci :P)!
Przewlekłam sznurek przez mój ołówek i zawiązałam końcówkę na pętelkę, aby było o co zapiąć.
Jestem z siebie dumna!
Październik w obiektywie 2013
niedziela, 3 listopada 2013
Dobrze jest wrócić po tak długim weekendzie na mieszkanko. Zapewne w domu pokażę się albo na Mikołaja albo dopiero podczas dłuższej przerwy zimowej, ale co tam. Jak zapewne niektórzy wiedzą lub nie, studiuję w Katowicach, a mój dom rodzinny znajduje się w Wieliczce pod Krakowem. Czym jeżdżę? Z Wieliczki do Krakowa dostaję się autobusem 304, natomiast na Dworcu Autobusowym w Krakowie wsiadam do UniBus'a i wysiadam pod AWFem, ponieważ dwa bloki dalej mieszkam! A raczej wynajmuję mieszkanko. W taki sposób w końcu nie mam tak daleko!
Rada dla osób jeżdżących z Krakowa do Katowic: jeśli jeździcie autobusami, to przygotujcie się na tłumy tłumów ludzi przed autobusem! To nie jest grzeczna kolejka, to wielka horda ludzi, którzy nie będą patrzyć czy jesteś niska, drobna, starsza, młodsza. Tutaj rządzi prawo dżungli - kto mocniejszy ten szybciej się wepchnie do autobusu, jeśli nie przepchniesz się do przodu, będziesz tylko żegnał jeden, dwa, trzy, cztery i więcej odjeżdżających autobusów na tej trasie. Raz jeden zdarzyło mi się wsiąść 2 godziny później niż na kurs, na który się ustawiłam. Od tamtej pory, gdy tylko wchodzę na płytę dolną Dworca i widzę spory tłumek, od razu kieruję swoje kroki do głównego budynku, do kas, kupuję bilet na autobus, schodzę na dół i wiem, że ten paragonik, który trzymam w dłoni jest moją przepustką na miejsce siedzące w tym konkretnym autobusie! Bo ludzie z kupionymi biletami wchodzą pierwsi, bez kolejki. Ale i tak trzeba się troszkę naprosić, aby ludzie puścili, ponieważ niechętnie robią przejście i nie przejmowaliby się tobą, gdybyś nawet wpadł pod autobus. Zawsze to jedna osoba mniej przed nimi. Także zapamiętajcie moje słowa: na dworcu autobusowym w Krakowie kupujcie bilety, bo tylko one uratują was przed gniewem bliźnich. Choć i tak ludzie patrzą na takich spryciarzy spode łba i zapewne zabiliby, gdyby nie duża ilość świadków. Tyle w temacie :D A pociągów nie polecam - 3 godziny jazdy to naprawdę przesada. Autobus jedzie 1h 20 minut.
A teraz już przechodzę do tematu właściwego notce, czyli podsumowanie akcji Październik w obiektywie 2013, którego niewiele było na blogu, ale teraz wrzucam wszystkie 31 zdjęć! Z podpisami :D
Rada dla osób jeżdżących z Krakowa do Katowic: jeśli jeździcie autobusami, to przygotujcie się na tłumy tłumów ludzi przed autobusem! To nie jest grzeczna kolejka, to wielka horda ludzi, którzy nie będą patrzyć czy jesteś niska, drobna, starsza, młodsza. Tutaj rządzi prawo dżungli - kto mocniejszy ten szybciej się wepchnie do autobusu, jeśli nie przepchniesz się do przodu, będziesz tylko żegnał jeden, dwa, trzy, cztery i więcej odjeżdżających autobusów na tej trasie. Raz jeden zdarzyło mi się wsiąść 2 godziny później niż na kurs, na który się ustawiłam. Od tamtej pory, gdy tylko wchodzę na płytę dolną Dworca i widzę spory tłumek, od razu kieruję swoje kroki do głównego budynku, do kas, kupuję bilet na autobus, schodzę na dół i wiem, że ten paragonik, który trzymam w dłoni jest moją przepustką na miejsce siedzące w tym konkretnym autobusie! Bo ludzie z kupionymi biletami wchodzą pierwsi, bez kolejki. Ale i tak trzeba się troszkę naprosić, aby ludzie puścili, ponieważ niechętnie robią przejście i nie przejmowaliby się tobą, gdybyś nawet wpadł pod autobus. Zawsze to jedna osoba mniej przed nimi. Także zapamiętajcie moje słowa: na dworcu autobusowym w Krakowie kupujcie bilety, bo tylko one uratują was przed gniewem bliźnich. Choć i tak ludzie patrzą na takich spryciarzy spode łba i zapewne zabiliby, gdyby nie duża ilość świadków. Tyle w temacie :D A pociągów nie polecam - 3 godziny jazdy to naprawdę przesada. Autobus jedzie 1h 20 minut.
A teraz już przechodzę do tematu właściwego notce, czyli podsumowanie akcji Październik w obiektywie 2013, którego niewiele było na blogu, ale teraz wrzucam wszystkie 31 zdjęć! Z podpisami :D
![]() |
| 1 października: Moje biurko, jeszcze w miarę uporządkowane. |
![]() |
| 2 października: W dalszym ciągu nie wiem, co robiło 9 szczoteczek do zębów w mieszkaniu zamieszkałym przez 4 studentki i psa. |
![]() |
| 3 października: Vinci! Po pierwsze: jakie on ma śliczne oczy! Po drugie: jego sierść jest mega mięciutka! |
| 4 października: mój dziobak w wersji piktogramu. |
| 5 października: pomniczek Reksia w Bielsku Białej. |
![]() |
| 6 października: dwa pieszczochy, Moje Kochanie i Kiciuś. |
| 7 października: czyli jak uprzestrzennić papier na zajęciach z Rzeźby. |
![]() |
| 8 października: Muki, nasz mieszkaniowy husky, wieczorami śpi tak... |
![]() |
| 9 października: ... a z rana widzimy go takiego. |
![]() |
| 10 października: jesień, ach ta jesień. |
![]() |
| 11 października: najlepsza kawa, jaką można dostać w Katowicach, to ta zrobiona przez P. z Żywca. |
![]() |
| 12 października: tak się robią duszonki. |
![]() |
| 13 października: Polska Złota Jesień zaobserwowana podczas zgrupowania drużyn rugby. |
![]() |
| 14 października: zabawy z gliną na lekcji Rzeźby. Nie, dalej nie robimy nic sensownego. |
![]() |
| 15 października: nie wiem czemu tak mi się podobają zdjęcia słupów wysokiego napięcia na tle nieba. |
![]() |
| 16 października: mój cudowny obraz na malarstwo przed ostatnią poprawką. |
![]() |
| 17 października: "Co tam ciekawego macie", czyli jak to Muki nie dawał nam w spokoju pracować. |
![]() |
| 18 października: mała przerwa w zajęciach i dobry moment na spałaszowanie drugiego śniadania. |
![]() |
| 19 października: a taka sobie róża z ogródka. |
![]() |
| 20 października: tak, będę was katowała "rzeźbami" z Rzeźby. Ta miała być odpowiedzią na temat "Brama - przejście". |
![]() |
| 21 października: a to jest nasza kompozycja na malarstwie. Każdy maluje to, co mu się uwidzi. |
![]() |
| 22 października: moja śliczna rozkładana bryła. Ma zawiasy! I jest ozdobiona złota farbą! |
![]() |
| 23 października: ciekawe przekształcenie zwykłych płyt trzymających sobie pagórek - Katowice, obok Ronda Sztuki. |
![]() |
| 24 października: jak to z krótkiego ołówka sobie robiłam zawieszkę do naszyjnika. O tym jeszcze będzie! |
![]() |
| 25 października: pierwszy obraz w końcu skończony. Jak na "powakacyjne" cudo do rozmalowania się, not bad. |
![]() |
| 26 października: smok chiński. |
![]() |
| 27 października: na zielonym szlaku w stronę Szyndzielni (góra w Bielsku). |
![]() |
| 28 października: no rybki, rybki. |
![]() |
| 29 października: a tu z kolei moja praca 100x70 cm sepią. Mamusia jest dumna :D Mój Luby oczekuje, że to ukradnę, nie oddam, powieszę u niego w salonie. |
![]() |
| 30 października: taka mała praca domowa z malarstwa. |
![]() |
| 31 października: śliczna. Upolowałam w Parku Miniatur w Inwałdzie! |

























































